17 listopada 2013

3. W kawiarni

17 listopada 2013

Środa zazwyczaj wlokła mi się niemiłosiernie, ale dzisiaj, ku mojemu zdziwieniu, przeleciała niesamowicie szybko. Przez cały dzień Nika oglądała się za Karolem. Za każdym razem gdy widziałam jak jej wzrok leci ku niemu, chciało mi się śmiać. Jak to możliwe, że można być tak kochliwym? Chyba nigdy tego nie zrozumiem.
Ja jeszcze nigdy nie miałam chłopaka. Jasne, zdarzało mi się zainteresować kimś, ale to zainteresowanie zawsze było jednostronne. I bardzo szybko przechodziło. Doszłam do wniosku, że chłopcy w tym wieku są albo dziecinni albo wulgarni. Te obserwacje szybko ostudziły moje starania w znalezieniu chłopaka. Koniec końców, uznałam, że nie należy szukać na siłę. Uczucie przyjdzie wtedy, kiedy przyjdzie na nie pora. Nie zdołam tego przyspieszyć. Pogodziłam się z tym i, szczerze, bardzo dobrze mi z tym było. Oczywiście, prócz chwil załamania, gdy użalałam się nad sobą, a brak zainteresowania z męskiej strony był dotkliwszy i głęboko przeżywany.
Kiedy zadzwonił dzwonek, obwieszczając koniec mojego dnia, odetchnęłam. Byłam już trochę zmęczona po sprawdzianie i dwóch kartkówkach z nielubianych przedmiotów - fizyce i biologii. Razem z Niką poszłyśmy do szafek i przepakowałyśmy się.
- Jak dobrze, że to już koniec - mruknęłam, gdy schodziłyśmy do szatni. - Mam już serdecznie dosyć dnia.
- Oj, nie przesadzaj. Nie był taki zły - rzuciła. W przeciwieństwie do mnie miała wyśmienity humor. Ja ostatnio chodziłam strasznie zmęczona. Po lekcjach nie nadawałam się do niczego. Nie wiedziałam czym to jest spowodowane, ale obstawiałam wczesne wstawanie. Jak zwykle, kiedy weszłyśmy do szatni nikogo już nie było. Zawsze wychodziłyśmy ostatnie. Usiadłam na ławce i zdjęłam trampki, sięgając po botki. Kochałam moje buty. Może to próżność z mojej strony, ale w swoim życiu nie mogłam się oprzeć trzem rzeczom : butom, owocowym żelkom i małym dzieciom. Botki, które aktualnie już w połowie znajdowały się na moich stopach, były ciemnobrązowe, miały czterocentymetrowy gruby obcas i cienkie sznurówki. Na dodatek były niesamowicie miękkie w środku, dzięki czemu chodzić w nich mogłam do woli i nie straszne mi były pęcherze, odciski i otarcia. Kiedy zakładałam płaszcz, w szatni pojawił się ktoś, kogo się nie spodziewałam. Nika od razu się rozpromieniła, a ja zdołała tylko wywrócić niezauważenie oczami, zanim wzrok Karola na mnie spoczął.
- Cześć. Jeszcze się nie znamy. Karol - wyciągnął rękę w moją stronę. Założyłam dobrze płaszcz i dopiero wtedy podałam mu swoją.
- Milena. Ale wszyscy mówią mi po prostu Lena - zauważyłam, że ujął moją dłoń w sposób delikatny, ale stanowczy. Zwykle w takich sytuacjach chłopcy albo miażdżyli mi palce albo podawali tak zwanego "zdechłego śledzia", co było chyba jeszcze gorsze. Przyjrzałam się Karolowi. Nie wiem co zamierzałam. Może wyczytać z niego dzieje jego życia, najgłębsze sekrety skrywane w sercu? Nie wiem. W każdym razie, nie zobaczyłam nic. Nic, prócz miłego uśmiechu i spokojnych oczu, które były zamknięte niczym drzwi opancerzone. Zaciekawiło mnie to. Nie żebym była jakąś specjalistką, ale przeważnie umiałam co nieco dowiedzieć się obserwując ludzi. Ojciec twierdził, że muszę mieć dobrze rozwiniętą intuicję. Może, nie przeczyłam.
- Skąd jesteś Karol? - zapytała nagle Nika. Przerwałam rozważania i wróciłam do ubierania, jednocześnie przysłuchując się ich rozmowie. Ciekawa byłam czy Karol zdaje sobie sprawę z tego, że Nika postanowiła go oczarować. Dokładniej zapoznała mnie ze swoim planem zaraz po lekcji matematyki. Zastanawiałam się, kto będzie następny. Nika nie była stała jeśli chodzi o uczucia.
- Z Gdańska - odparł. - Mieszkałem tam od urodzenia, ale moi rodzice dostali lepsze propozycje pracy w Warszawie i postanowili się przenieść. To może być ciekawy okres w moim życiu. Nie znam jeszcze Warszawy, więc może powiecie mi czy jest tu w pobliżu jakaś knajpka czy cokolwiek?
Słysząc to tylko siłą woli powstrzymałam się od śmiechu. Od razu widać, że chłopak pochodził z bogatej rodziny. Eh, masz ci los, zaświtało mi w głowie, trochę bez żadnego związku i sensu.
- Tramwajem przystanek dalej jest jakaś kawiarenka. Mijam ją w drodze do szkoły. Nie wiem co tam mają, ale możesz się wybrać. - O ile takie miejsce jest godne twojej obecności, chciałam dodać, ale ugryzłam się w język. To było z mojej strony nie fair. Karol wydawał się sympatycznym chłopakiem, nie dał mi żadnej podstawy do takich uszczypliwości, a ja tak o nim pomyślałam.
- Świetnie. Macie ochotę wybrać się ze mną? Wszyscy mnie opuścili - rozejrzał się po szatni, podkreślając swoją wypowiedź.
- Właściwie to... - zaczęłam chcąc odmówić, ale Nika mi przerwała.
- Mamy trochę wolnego czasu. Z chęcią się wybierzemy - powiedziała, uśmiechając się do Karola radośnie. Spojrzała na mnie ukradkiem. Dobrze wiedziałam co miała na myśli : "nawet nie próbuj". I właśnie tak zostałam wkręcona w to wszystko. Siedziałam już w kawiarence z Karolem i Niką. Musiałam przyznać, że miejsce było przytulne, choć małe. Za szkłem ciągnęły się różne rodzaje ciast i ciasteczek, a wszystko podawała na oko czterdziestoletnia kobieta. Kiedy podeszliśmy do lady i zamawialiśmy, uśmiechała się do nas ciepło. Później usiedliśmy przy witrynie i czekaliśmy. W międzyczasie Nika znów zagaiła do Karola. Opowiedział jej o swoim dotychczasowym życiu, jak to jest w Gdańsku, o byłej szkole, o rodzinie. Musiałam przyznać, że był bardzo otwartym człowiekiem. Nie klął przy każdym słowie, nie popisywał się, był naturalny, co działało na jego korzyść. Kiedy kobieta przyniosła nam po gorącej czekoladzie, włączyłam się do rozmowy. Nie byłam przecież odludkiem. Zaczęliśmy rozmawiać o naszych zainteresowaniach. Opowiedziałyśmy mu trochę o sobie i o naszej szkole. Przestrzegłyśmy przed niektórymi nauczycielami i dałyśmy dobre rady. Kiedy spojrzałam na zegarek była już czwarta. Sprawdziłam telefon. Po lekcjach zapomniałam go włączyć i teraz na wyświetlaczu migały mi dwa nieodebrane połączenia.
- Kuźwa. Zaraz wracam - rzuciłam do nich i odeszłam na drugi koniec kawiarenki. Byliśmy w niej jedyni, dlatego swobodnie mogłam rozmawiać. Wybrałam numer.
- Cześć tato. Zapomniałam włączyć głos - powiedziałam, gdy tylko odebrał.
- Dobra. Odbieram już Karolinę. Gdzie jesteś? - zapytał.
- W kawiarni, niedaleko szkoły.
- To poczekaj tam. Będę za piętnaście minut. Cześć.
- Pa.
Rozłączyłam się, moje rozmowy telefoniczne z ojcem były bardzo krótkie. Nasz rekord wynosił dziesięć sekund w najkrótszej i półtorej minuty w najdłuższej. Wracając do stolika, zauważyłam, że Nika ubrała się w kurtkę. Zmarszczyłam brwi.
- A ty co? Idziesz już?
- Tak. Spadam. Mam dzisiaj korki z angielskiego. A potem muszę zakuwać do matmy. Poprawiam jutro tą jedynkę - powiedziała. Uściskała mnie i ucałowała w oba policzki. - Pa Lena. Zadzwonię potem. Do jutra Karol - rzuciła do chłopaka, który pomachał jej lekko. Kiedy wyszła, usiadłam przy stoliku. Głupio było wychodzić, skoro za piętnaście minut miał być ojciec. Siedziałam na przeciwko Karola. Oparłam łokcie na blacie i sięgnęłam po drugą już czekoladę.
- Jak ci się podoba w naszym liceum? - zapytałam, żeby przerwać ciszę. Karol pokiwał lekko głową.
- Trudno określić po pierwszym dniu, ale myślę, że będzie dobrze - odparł.
- Zakolegowałeś się już z męską częścią naszej klasy?
- Tak, tak, gadałem z nimi. Ale chyba nie przypadliśmy sobie do gustu, zważywszy, że zostałem sam - rzucił. - Ale - dodał zaraz, uśmiechając się wesoło. - Myślę, że czas nie został zmarnowany.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Półtorej godziny i moje zdanie o nim uległo zmiany, niewielkiej, ale to już postęp.
- Nie wiem, czy wiesz - zaczęłam po chwili. - Ale Nika ma na ciebie oko. Zwykle przechodzi jej po paru dniach, - wzruszyłam ramionami - ale lepiej, żebyś miał się na baczności i nie zrobił czegoś głupiego.
Karol opuścił głowę, ale mimo tego dojrzałam niewielki uśmiech na jego twarzy. Kiedy ją podniósł, nie zdołał przestać.
- Pochlebia mi to, naprawdę. Jednak, nie masz się czym martwić. Będę ostrożny - teraz to on przyjrzał mi się dokładniej. Zmarszczył lekko brwi, wciąż się uśmiechając. Patrzył tak jakiś czas, więc nie wytrzymałam.
- Co?
- Nic. To wspaniałe, że tak się o nią troszczysz i ostrzegasz mnie, że marny będzie mój los, gdy będę niedelikatny.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Mądry z ciebie facet, Karol - odparłam z uznaniem. Cieszyłam się, że tak szybko zrozumiał mój przekaz. Zerknęłam przez okno. Zauważyłam znajomy samochód. Wstałam i ubrałam płaszcz. - Jak tak dalej pójdzie, może nawet się zaprzyjaźnimy. Cześć - i zostawiłam go samego.
***
Rozdział trzeci już za nami. Miał się pojawić wczoraj, ale komputer mi szwankuje i się wyłącza w najmniej pożądanym momencie. Ale nic, najważniejsze, że rozdział udało mi się dać zgodnie z planem w ten weekend. Jestem z siebie dumna, naprawdę. Wiecie, bardzo się cieszę, że tyle osób przeczytało poprzedni rozdział i że im się spodobało. To naprawdę wiele, wiele dla mnie znaczy.  Mam nadzieję, że ten też przypadnie wam do gustu. Hmmm... nie mogę dzisiaj racjonalnie myśleć, myśli mi się gubią, nie dadzą się złapać i ciągle uciekają. Niestety, jutro trzeba iść do szkoły. Naprawdę, bardzo, ale to bardzo mi się nie chce. Czy ktoś z was też tak ma? Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to zapiszcie się w zakładce "Polecane blogi". I oczywiście zapraszam was na resztę moich blogów, które znajdziecie w zakładce "Autorka". To chyba tyle, jeżeli chodzi o dzisiejszy dzień. Życzę wam miłego niedzielnego popołudnia. Odile