27 grudnia 2013

4. W klubie

W piątek zwlokłam się z łóżka z myślą, że to już ostatni dzień tygodnia i jutro się wyśpię. Nie zamierzałam po lekcjach czekać na ojca, postanowiłam, że sama wrócę do domu szybciej. Już wracając z łazienki przypomniałam sobie, że dzisiaj ostatni piątek miesiąca. Czyli wykłady. Zaklęłam cicho. A już tak się ucieszyłam!
W programie naszej klasy mamy przedmiot taki jak religioznawstwo. I w ramach niego, raz w miesiącu (w ostatni piątek zazwyczaj), zostajemy po lekcjach by słuchać o konkretnej religii. W tym miesiącu był judaizm, a po nim miał być występ chóru żydowskiego. Wykłady były dopiero o siedemnastej. Dlatego po lekcjach, w międzyczasie, umówiłam się z Niką, że gdzieś wyskoczymy. To prawda, że musiałam zostać w szkole dłużej, ale poznana w tym czasie wiedza wynagradzała mi to.
Zbiegłyśmy się z Niką w czasie i spotkałyśmy się przy furtce szkoły.
- Hej - cmoknęła mnie w policzek. - To gdzie dzisiaj lecimy?
- Na pewno gdzieś na obiad. A potem... możemy się poszwendać po mieście - rzuciłam. Zwykle to ona organizowała czas. Chociaż mieszka tu krócej niż ja, zna Warszawę dużo lepiej.
- Mam lepszy pomysł - usłyszałam. Czasami się zastanawiałam po co ona mnie w ogóle o to pyta? Zwykle i tak idziemy tam, gdzie ona mówi, że mamy iść. Ale, ale. To nie tak, że ona mną dyryguje, czy coś. Po prostu, taka jest jej natura. A ja nie mam temu nic przeciwko, bo zwykle miejsca, które wybiera są lepsze niż te, która ja proponuje.
- Jaki? - zapytałam, odwieszając kurtkę.
- Potem ci opowiem - jej wzrok powędrował w kierunku wejścia do szatni. Poszłam za jej wzrokiem. No tak, mogłam się domyślić.
- Witam panie - Karol wszedł do boksu. Nika zachichotała. Zaraz! Zachichotała? Spojrzałam uważniej na przyjaciółkę. Powinno jej przechodzić, a tymczasem wyglądała na bardziej zakochaną niż wczoraj. Zakochaną? Hola, hola! Nika się nie zakochiwała! Przeżywała fascynację, zauroczenie, ale się nie zakochiwała. Była tak niestała w uczuciach. A teraz? Nie, niemożliwe. To chyba mi zaczyna wzrok szwankować. Pora wybrać się do okulisty.
- Cześć Karol.
- Hej, Nika. Hej Lena - rzucił do mnie.
- czymfssffh - mruknęłam niewyraźnie coś, co miało zabrzmieć jak "cześć". Dlaczego ten chłopak musiał przenieść się akurat do Warszawy. Akurat do tego liceum. Nie ma innych w tym mieście? Nie wiedziałam dlaczego budził we mnie tak mocne uczucia. Niby był sympatyczny i w ogóle, ale.... Ja chyba naprawdę popadam w jakiś obłęd. Od kiedy to zachowuje się jak jakaś histeryczna paranoiczka? Lena, ogarnij się dziewczyno!
- Wiesz, że dzisiaj są wykłady? - zapytała Nika.
- Tak. Wczoraj mnie uświadomili. To chyba ciekawa sprawa? - odparł chłopak. Wyglądał na szczerze zainteresowanego. - Nie miałem czegoś takiego w poprzedniej szkole.
- Zazwyczaj tak. Najgorsze jest tylko to, że trzeba tak długo czekać. Na dodatek cały dzień masz rozbity i nie możesz sobie niczego zaplanować. Zamierzasz wracać do domu?
- Nie. Chyba posiedzę tutaj. Nie opłaca mi się. Przy okazji może chwilę się pouczę, pozwiedzam szkołę. Nie znam jej jeszcze tak dobrze jak wy.
Nika klasnęła w ręce, uśmiechając się jeszcze szerzej. W tej samej chwili zrozumiałam co chce zrobić. Ale było już za późno, żeby ją powstrzymać.
- To chodź z nami. Lena i ja wybieramy się na miasto. Co ty na to?
Ukradkiem spojrzał na mnie. Starałam się nie pokazywać jak bardzo mnie to zezłościło. Jeśli tego nie zauważył, to był ślepy, bo gotowałam się cała. A jeśli tak, to to, co powiedział było z jego strony zwykłą złośliwością.
- Jasne. Z chęcią - i uśmiechnął się szeroko. Nika była wniebowzięta, a ja przeklinałam całą trójkę. Nikę, Karola i los.
***
Miejsce, którego nie chciała mi wyjawić Nika, a do którego nas zaprowadziła, okazało się niewielkim klubem, niedaleko centrum. Gdyby mnie do niego nie wprowadziła, nie miałabym pojęcia, że w tak niepozornym budynku mieści się tak, muszę to przyznać, rewelacyjne miejsce. Na dworze dopiero robiło się ciemnawo, ale tu muzyka już grała i kręciło się trochę ludzi. Tabliczka nad barem mówiła, że dzisiaj królują tańce latynoamerykańskie. Kiedy podeszliśmy do baru, jeden z barmanów, z szerokim uśmiechem szybko do nas podszedł.
- No, proszę! Kogo ja widzę? Powrót córki marnotrawnej! - zadudnił. Był już po trzydziestce. Wysoki, szczupły. Na lewej ręce, spod czarnej koszulki wystawał tatuaż. Twarz miał dość surową z ciemnym, lekkim zarostem, włosy miał spięte z tyły w kucyk. Ubrany był  w czarną koszulkę i czarne, wyraźnie wytarte dżinsy. 
Nika przewiesiła się przez bar i cmoknęła go w szorstkie policzki.  
- Też za tobą tęskniłam. Sam na placu boju? 
- Nie. Marta też jest. Swoją drogą, ciągle mi marudzi, żebym cię namówił na powrót, bo twierdzi, że sama nie daje rady.  
- Marta nie daje rady? - Nika parsknęła krótkim śmiechem. Jednocześnie zauważyłam, że zastanawia się nad złożoną propozycją. Nigdy nie mówiła mi, że pracowała w barze. Wstydziła się? Szybko odrzuciłam tą propozycję. Nie, Nika nie jest taka. Dla niej każda nowa rzecz, to wielka frajda. Zapomniała albo uznała, że to mało ważne. Nie znałyśmy się aż tak długo, żeby zwierzała mi się z całego życia, choć wydawało mi się, że jest właśnie takim człowiekiem, który obcemu całe swoje życie by opowiedział. 
- Obiecuję, że się zastanowię. 
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - facet uśmiechnął się do niej. 
- Jeszcze nie powiedziałam tak - żartobliwie pogroziła mu palcem. 
- Dobra, dobra. Siadajcie, zaraz przyniosę wam coś do picia. 
Odeszliśmy od baru. Nika zaprowadziła nas do stolika pod ścianą. Kiedy już usiedliśmy, obejrzałam lokal. Był bardzo prosty i schludny, nieduży. Pod ścianą na wprost wejścia stał bar, przed nim stoliki, a cała lewa strona zarezerwowana była na parkiet, wyłączając małe podwyższenie przy ścianie na stanowisko DJ'a. Nika pomachała od naszego stolika właśnie w tamtym kierunku, a chłopak stojący tam odmachał jej z szerokim uśmiechem.
- Widzę, że czujesz się tu jak w domu - nie mogłam się powstrzymać. Nika zwróciła na mnie swoje duże, brązowe oczy. Jak zwykle były szeroko otwarte, pełne radości. Przytaknęła.
- Spędziłam tu całe wakacje. Pierwszy raz pracowałam jako kelnerka. Niesamowite przeżycie. Teraz jest mało ludzi, ale koło dwudziestej zaczynają się zbierać tłumy. Wtedy wszystko się rozkręca. Marta z Krzysiem dbają, żeby ludziom się nie nudziło. Na przykład w każdy dzień tygodnia jest inny wieczór, tak jak dzisiaj wieczór tańców latynoamerykańskich. Wtedy królują samba, rumba, cza-cza, jive. Niesamowite miejsce. Szkoda, że dzisiaj są wykłady - nagle zamilkła, jakby nad czymś się zastanawiała. Po chwili jej twarz się rozjaśniła. - Ale... Po wykładach będziemy wolni. Możemy tutaj przyjść jak zabawa się rozkręci.
- Ja się piszę - przystał od razu Karol. Nika przybiła z nim piątkę i oboje spojrzeli wyczekująco na mnie, czekając, aż z uśmiechem wejdę w ten ich z lekka poroniony pomysł. Cóż, szybko zrozumieli, że nie jestem tak entuzjastycznie do tego nastawiona.
- Nie jestem przekonana, to nie jest dobry pomysł - wahałam się mocno. Wracać do domu po nocy. Mało to się szwenda typów spod ciemnej gwiazdy? Natknąć się na takiego... Dziękuje bardzo. Zaciągnie w krzaki, zabije, zgwałci. Cóż, może w Warszawie trochę trudno będzie o krzaki, ale mniejsza o to. Nie czepiajmy się szczegółów. Nika jakby znając moje obawy od razu wyskoczyła z propozycją, żebym przenocowała u niej. To fakt, mieszkała blisko szkoły. Od klubu to jakieś pół godziny autobusem. To już bardziej mnie zachęciło. Z drugiej jednak strony z domu wychodziłam rzadko, zwykle do szkoły i z powrotem, od wielkiego dzwonu do Niki albo do sklepu jak musiałam sobie coś kupić. W klubie nigdy nie byłam, nawet dla dzieci. Czułam pokusę skorzystania. Rozejrzałam się po klubie. Co mogło mi się tutaj stać? Nie będę przecież sama. W końcu kiwnęłam głową i przybiłam piątkę wyciągniętej dłoni Niki. - Zgoda.
Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie. W klubie posiedzieliśmy godzinę. Potem Nika pożegnała się z Krzysiem, obiecując niedługi powrót i ruszyliśmy z powrotem do szkoły. 
***
Zaległości mam ogromne, ale jutro napiszę to, co mam do napisania do was.  

EDIT: Króciutko, bo nie jestem dobra w składania życzeń, i spóźnione, ale życzę wam dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, szalonego sylwestra i oby rok 2014 był jeszcze lepszy niż obecny. 
A teraz trochę mniej oficjalnie. Powiem wam, że poprzedni rozdział był dla mnie jak kubeł zimnej wody. Po sukcesie drugiego rozdziału, nie spodziewałam się tego i było to dla mnie spore, niemiłe zaskoczenie. Zastanawiałam się, czy może jednak rozdziały nie są takie dobre, jak wielu z was mi pisało. Dlatego proszę, żebyście pisali prawdę w komentarzach. Przyznaję się także, że to dlatego rozdział tak późno się pojawił. Nie wiem czy wspominałam, ale kiedy nie ma czytelników, moja wena znika. 

17 listopada 2013

3. W kawiarni

17 listopada 2013

Środa zazwyczaj wlokła mi się niemiłosiernie, ale dzisiaj, ku mojemu zdziwieniu, przeleciała niesamowicie szybko. Przez cały dzień Nika oglądała się za Karolem. Za każdym razem gdy widziałam jak jej wzrok leci ku niemu, chciało mi się śmiać. Jak to możliwe, że można być tak kochliwym? Chyba nigdy tego nie zrozumiem.
Ja jeszcze nigdy nie miałam chłopaka. Jasne, zdarzało mi się zainteresować kimś, ale to zainteresowanie zawsze było jednostronne. I bardzo szybko przechodziło. Doszłam do wniosku, że chłopcy w tym wieku są albo dziecinni albo wulgarni. Te obserwacje szybko ostudziły moje starania w znalezieniu chłopaka. Koniec końców, uznałam, że nie należy szukać na siłę. Uczucie przyjdzie wtedy, kiedy przyjdzie na nie pora. Nie zdołam tego przyspieszyć. Pogodziłam się z tym i, szczerze, bardzo dobrze mi z tym było. Oczywiście, prócz chwil załamania, gdy użalałam się nad sobą, a brak zainteresowania z męskiej strony był dotkliwszy i głęboko przeżywany.
Kiedy zadzwonił dzwonek, obwieszczając koniec mojego dnia, odetchnęłam. Byłam już trochę zmęczona po sprawdzianie i dwóch kartkówkach z nielubianych przedmiotów - fizyce i biologii. Razem z Niką poszłyśmy do szafek i przepakowałyśmy się.
- Jak dobrze, że to już koniec - mruknęłam, gdy schodziłyśmy do szatni. - Mam już serdecznie dosyć dnia.
- Oj, nie przesadzaj. Nie był taki zły - rzuciła. W przeciwieństwie do mnie miała wyśmienity humor. Ja ostatnio chodziłam strasznie zmęczona. Po lekcjach nie nadawałam się do niczego. Nie wiedziałam czym to jest spowodowane, ale obstawiałam wczesne wstawanie. Jak zwykle, kiedy weszłyśmy do szatni nikogo już nie było. Zawsze wychodziłyśmy ostatnie. Usiadłam na ławce i zdjęłam trampki, sięgając po botki. Kochałam moje buty. Może to próżność z mojej strony, ale w swoim życiu nie mogłam się oprzeć trzem rzeczom : butom, owocowym żelkom i małym dzieciom. Botki, które aktualnie już w połowie znajdowały się na moich stopach, były ciemnobrązowe, miały czterocentymetrowy gruby obcas i cienkie sznurówki. Na dodatek były niesamowicie miękkie w środku, dzięki czemu chodzić w nich mogłam do woli i nie straszne mi były pęcherze, odciski i otarcia. Kiedy zakładałam płaszcz, w szatni pojawił się ktoś, kogo się nie spodziewałam. Nika od razu się rozpromieniła, a ja zdołała tylko wywrócić niezauważenie oczami, zanim wzrok Karola na mnie spoczął.
- Cześć. Jeszcze się nie znamy. Karol - wyciągnął rękę w moją stronę. Założyłam dobrze płaszcz i dopiero wtedy podałam mu swoją.
- Milena. Ale wszyscy mówią mi po prostu Lena - zauważyłam, że ujął moją dłoń w sposób delikatny, ale stanowczy. Zwykle w takich sytuacjach chłopcy albo miażdżyli mi palce albo podawali tak zwanego "zdechłego śledzia", co było chyba jeszcze gorsze. Przyjrzałam się Karolowi. Nie wiem co zamierzałam. Może wyczytać z niego dzieje jego życia, najgłębsze sekrety skrywane w sercu? Nie wiem. W każdym razie, nie zobaczyłam nic. Nic, prócz miłego uśmiechu i spokojnych oczu, które były zamknięte niczym drzwi opancerzone. Zaciekawiło mnie to. Nie żebym była jakąś specjalistką, ale przeważnie umiałam co nieco dowiedzieć się obserwując ludzi. Ojciec twierdził, że muszę mieć dobrze rozwiniętą intuicję. Może, nie przeczyłam.
- Skąd jesteś Karol? - zapytała nagle Nika. Przerwałam rozważania i wróciłam do ubierania, jednocześnie przysłuchując się ich rozmowie. Ciekawa byłam czy Karol zdaje sobie sprawę z tego, że Nika postanowiła go oczarować. Dokładniej zapoznała mnie ze swoim planem zaraz po lekcji matematyki. Zastanawiałam się, kto będzie następny. Nika nie była stała jeśli chodzi o uczucia.
- Z Gdańska - odparł. - Mieszkałem tam od urodzenia, ale moi rodzice dostali lepsze propozycje pracy w Warszawie i postanowili się przenieść. To może być ciekawy okres w moim życiu. Nie znam jeszcze Warszawy, więc może powiecie mi czy jest tu w pobliżu jakaś knajpka czy cokolwiek?
Słysząc to tylko siłą woli powstrzymałam się od śmiechu. Od razu widać, że chłopak pochodził z bogatej rodziny. Eh, masz ci los, zaświtało mi w głowie, trochę bez żadnego związku i sensu.
- Tramwajem przystanek dalej jest jakaś kawiarenka. Mijam ją w drodze do szkoły. Nie wiem co tam mają, ale możesz się wybrać. - O ile takie miejsce jest godne twojej obecności, chciałam dodać, ale ugryzłam się w język. To było z mojej strony nie fair. Karol wydawał się sympatycznym chłopakiem, nie dał mi żadnej podstawy do takich uszczypliwości, a ja tak o nim pomyślałam.
- Świetnie. Macie ochotę wybrać się ze mną? Wszyscy mnie opuścili - rozejrzał się po szatni, podkreślając swoją wypowiedź.
- Właściwie to... - zaczęłam chcąc odmówić, ale Nika mi przerwała.
- Mamy trochę wolnego czasu. Z chęcią się wybierzemy - powiedziała, uśmiechając się do Karola radośnie. Spojrzała na mnie ukradkiem. Dobrze wiedziałam co miała na myśli : "nawet nie próbuj". I właśnie tak zostałam wkręcona w to wszystko. Siedziałam już w kawiarence z Karolem i Niką. Musiałam przyznać, że miejsce było przytulne, choć małe. Za szkłem ciągnęły się różne rodzaje ciast i ciasteczek, a wszystko podawała na oko czterdziestoletnia kobieta. Kiedy podeszliśmy do lady i zamawialiśmy, uśmiechała się do nas ciepło. Później usiedliśmy przy witrynie i czekaliśmy. W międzyczasie Nika znów zagaiła do Karola. Opowiedział jej o swoim dotychczasowym życiu, jak to jest w Gdańsku, o byłej szkole, o rodzinie. Musiałam przyznać, że był bardzo otwartym człowiekiem. Nie klął przy każdym słowie, nie popisywał się, był naturalny, co działało na jego korzyść. Kiedy kobieta przyniosła nam po gorącej czekoladzie, włączyłam się do rozmowy. Nie byłam przecież odludkiem. Zaczęliśmy rozmawiać o naszych zainteresowaniach. Opowiedziałyśmy mu trochę o sobie i o naszej szkole. Przestrzegłyśmy przed niektórymi nauczycielami i dałyśmy dobre rady. Kiedy spojrzałam na zegarek była już czwarta. Sprawdziłam telefon. Po lekcjach zapomniałam go włączyć i teraz na wyświetlaczu migały mi dwa nieodebrane połączenia.
- Kuźwa. Zaraz wracam - rzuciłam do nich i odeszłam na drugi koniec kawiarenki. Byliśmy w niej jedyni, dlatego swobodnie mogłam rozmawiać. Wybrałam numer.
- Cześć tato. Zapomniałam włączyć głos - powiedziałam, gdy tylko odebrał.
- Dobra. Odbieram już Karolinę. Gdzie jesteś? - zapytał.
- W kawiarni, niedaleko szkoły.
- To poczekaj tam. Będę za piętnaście minut. Cześć.
- Pa.
Rozłączyłam się, moje rozmowy telefoniczne z ojcem były bardzo krótkie. Nasz rekord wynosił dziesięć sekund w najkrótszej i półtorej minuty w najdłuższej. Wracając do stolika, zauważyłam, że Nika ubrała się w kurtkę. Zmarszczyłam brwi.
- A ty co? Idziesz już?
- Tak. Spadam. Mam dzisiaj korki z angielskiego. A potem muszę zakuwać do matmy. Poprawiam jutro tą jedynkę - powiedziała. Uściskała mnie i ucałowała w oba policzki. - Pa Lena. Zadzwonię potem. Do jutra Karol - rzuciła do chłopaka, który pomachał jej lekko. Kiedy wyszła, usiadłam przy stoliku. Głupio było wychodzić, skoro za piętnaście minut miał być ojciec. Siedziałam na przeciwko Karola. Oparłam łokcie na blacie i sięgnęłam po drugą już czekoladę.
- Jak ci się podoba w naszym liceum? - zapytałam, żeby przerwać ciszę. Karol pokiwał lekko głową.
- Trudno określić po pierwszym dniu, ale myślę, że będzie dobrze - odparł.
- Zakolegowałeś się już z męską częścią naszej klasy?
- Tak, tak, gadałem z nimi. Ale chyba nie przypadliśmy sobie do gustu, zważywszy, że zostałem sam - rzucił. - Ale - dodał zaraz, uśmiechając się wesoło. - Myślę, że czas nie został zmarnowany.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Półtorej godziny i moje zdanie o nim uległo zmiany, niewielkiej, ale to już postęp.
- Nie wiem, czy wiesz - zaczęłam po chwili. - Ale Nika ma na ciebie oko. Zwykle przechodzi jej po paru dniach, - wzruszyłam ramionami - ale lepiej, żebyś miał się na baczności i nie zrobił czegoś głupiego.
Karol opuścił głowę, ale mimo tego dojrzałam niewielki uśmiech na jego twarzy. Kiedy ją podniósł, nie zdołał przestać.
- Pochlebia mi to, naprawdę. Jednak, nie masz się czym martwić. Będę ostrożny - teraz to on przyjrzał mi się dokładniej. Zmarszczył lekko brwi, wciąż się uśmiechając. Patrzył tak jakiś czas, więc nie wytrzymałam.
- Co?
- Nic. To wspaniałe, że tak się o nią troszczysz i ostrzegasz mnie, że marny będzie mój los, gdy będę niedelikatny.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Mądry z ciebie facet, Karol - odparłam z uznaniem. Cieszyłam się, że tak szybko zrozumiał mój przekaz. Zerknęłam przez okno. Zauważyłam znajomy samochód. Wstałam i ubrałam płaszcz. - Jak tak dalej pójdzie, może nawet się zaprzyjaźnimy. Cześć - i zostawiłam go samego.
***
Rozdział trzeci już za nami. Miał się pojawić wczoraj, ale komputer mi szwankuje i się wyłącza w najmniej pożądanym momencie. Ale nic, najważniejsze, że rozdział udało mi się dać zgodnie z planem w ten weekend. Jestem z siebie dumna, naprawdę. Wiecie, bardzo się cieszę, że tyle osób przeczytało poprzedni rozdział i że im się spodobało. To naprawdę wiele, wiele dla mnie znaczy.  Mam nadzieję, że ten też przypadnie wam do gustu. Hmmm... nie mogę dzisiaj racjonalnie myśleć, myśli mi się gubią, nie dadzą się złapać i ciągle uciekają. Niestety, jutro trzeba iść do szkoły. Naprawdę, bardzo, ale to bardzo mi się nie chce. Czy ktoś z was też tak ma? Jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach to zapiszcie się w zakładce "Polecane blogi". I oczywiście zapraszam was na resztę moich blogów, które znajdziecie w zakładce "Autorka". To chyba tyle, jeżeli chodzi o dzisiejszy dzień. Życzę wam miłego niedzielnego popołudnia. Odile

31 października 2013

2. Nowy kolega


W pół do ósmej ojciec zaparkował przed budynkiem szkoły. Był to stary budynek, nie dawno odnowiony, biały, z małym daszkiem nad wejściem i ogrodzeniem, na którym wisiały reklamy różnych uczelni i kursów.
- Cześć tato - cmoknęłam go w policzek. Karolina zasnęła na tylnym siedzeniu więc jej nie budziłam.
- O której kończysz?
- W pół do trzeciej. Wrócę sama albo pójdę do Niki, nie musisz się martwić. Zadzwonię jakby co. Pa - wyszłam z samochodu i szybko przeszłam pod daszek, żeby nie zmoknąć od deszczu, który zaczął padać gdy tylko wjechaliśmy do Warszawy. Ostatni raz pomachałam ojcu i weszłam do środka. Szkoła w środku była trochę bardziej stara niż z zewnątrz. Podłogi, schody - wciąż były oryginalne. Jedynie odmalowane ściany i nowoczesne sprzęty zaznaczały swoją współczesność. Z holu szło się od razu do piwnicy, gdzie znajdowały się szatnie, palarnia i pomieszczenia, których przeznaczenia jeszcze z Niką nie odkryłyśmy. Na każdej przerwie pałętałyśmy się po całej szkole, chcąc poznać wszystkie jej zakamarki. Obie miałyśmy dusze odkrywców.
Moja przyjaciółka już czekała na mnie. Kiedy tylko weszłam do szatni, przywitała mnie wylewnie, ściskając przyjaźnie.
- Cześć! - rzuciłam do siedzącej w rogu Kingi, która musiała przyjść chwilę przede mną, bo wciąż miała na sobie buty. Odpowiedziała mi uśmiechem, bo właśnie rozmawiała przez telefon. Zdjęłam szybko wierzchnie ubrania i włożyłam na nogi trampki; w szkole był obowiązek zmiany obuwia. - Długo tu jesteś? - zapytałam Niki, kiedy obie wychodziłyśmy z szatni. Wzruszyła ramionami.
- Przyszłam dziesięć minut przed tobą - odparła. Moja przyjaciółka miała specyficzny akcent, który na początku naszej znajomości wydawał mi się niezwykle śmieszny. Teraz jednak przyzwyczaiłam się do niego tak bardzo, że nie wyobrażam sobie Niki bez akcentu. Dziewczyna pochodziła z gór, z małej wioski, właściwie tuż pod Tatrami.
- Masz dzisiaj wyjątkowo dobry humor - mruknęłam. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Dlaczego miałabym nie mieć? Przecież dzień jest świetny - powiedziała wesoło. Nie wiedziałam, czy kpi sobie, czy mówi serio. Świetny dzień? Nie dość, że środa, to szarobura i ponura, a na dworze leje jak z cebra. Zastanowiłam się chwilę. Tak, dla Niki dzień mógł być świetny. Westchnęłam; czasami ten jej dobry humor mógłby spłynąć też na mnie. Zresztą tak się działo, tylko że akurat wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam, jakoś miał z tym opory. Podeszłyśmy do szafek. Wymieniłam książki na te, które będą mi potrzebne na najbliższe dwie lekcje i oparłam się o nią z rozbawieniem patrząc na przyjaciółkę. To już było standardem, że Nika co rano zapominała kodu od szafki i strasznie się z tego powodu zawsze wściekała. Właśnie dlatego ja znałam jej kod, ale obserwowanie złorzeczącej Weroniki, której akcent jeszcze bardziej się wtedy uwydatniał, a twarz ślicznie się marszczyła, było jednym z moich ulubionych zajęć. Nasyciwszy tą wredną stronę mojego charakteru, podałam jej hasło i zaraz potem mogłyśmy ruszyć na pierwszą lekcję.
Jedną z zalet, a może wad Niki (wciąż tego nigdzie nie zakwalifikowałam) było ekspresowe zmienianie humorów. I już dwie minuty później złość na durną szafkę, przemieniło się na wesoły śmiech i z wielkim entuzjazmem opowiedziała mi o swojej wczorajszej lekcji muzyki. Nika pochodziła z bardzo utalentowanej muzycznie rodziny - wszyscy mieli piękne głosy, grali na instrumentach i tańczyli. Nika nie była wyjątkiem - grała na skrzypcach i tańczyła w balecie. Śpiewać, jak twierdziła, nie lubi, chociaż głos miała bardzo ładny.
Ja od zawsze chciałam nauczyć się grać na jakimś instrumencie - moim marzeniem, o którym nikt nie wiedział, była wiolonczela albo skrzypce. Zawsze chciałam się czymś wyróżniać, umieć coś, co będzie chwalone i podziwiane przez innych - może i jestem próżna, ale czy nie mamy prawa pragnąć wzbudzać zachwyt ludzi, być podziwiana i osypywana komplementami. Mi często odmawiano przyjemności. Chciałam wreszcie coś z tym zrobić. Znaleźć coś, w czym będę dobra i co pokocham.
- Nie słuchasz mnie - dobiegł mnie spokojny głos Niki. Powróciłam ze swoich rozmyślań i zobaczyłam jej twarz. Wiecie co jeszcze było jej zaletą? Wiedziała, co to znaczy wpaść we własne myśli i nie robiła mi wyrzutów z tego, że nie uważałam na jej słowa.
- Przepraszam. Co mówiłaś? - zapytałam pełna skruchy. Machnęła ręką; na jej twarz wrócił uśmiech.
- To było mało ważne. Słuchaj, idziemy dzisiaj gdzieś po szkole? - zapytała. Pokiwałam głową, pełna entuzjazmu.
- Jasne, masz jakiś pomysł?
- Może do mnie?
- Jestem całkowicie za - odparłam, uśmiechając się. Niespodziewanie mina mojej przyjaciółki zmieniła się. Patrzyła na coś ponad moim ramieniem. Uśmiechała się jeszcze szerzej, oczy miała szeroko otwarte. Marszcząc brwi, odwróciłam się i zobaczyłam na co patrzy Nika. Zaśmiałam się.
- No nie. Naprawdę? - spojrzałam z powrotem na nią.
- Jest fantastyczny, prawda? - wyszeptała, poprawiając bluzkę ze wzrokiem wciąż utkwionym w chłopaku. Wyginęłam brwi do góry.
- Wydaje mi się, czy w zeszłym tygodniu to Marcin był fantastyczny? - zapytałam z ironią w głosie. Dziewczyna machnęła ręką.
- Marcin był nudny. A poza tym śmiał się jak świnia. Chrząkał, rozumiesz? Chrząkał! Brr - wzdrygnęła się, a ja nie mogłam powstrzymać cichego śmiechu. Pokręciłam głową. Nie do wiary. Nika była sfiksowana na punkcie chłopaków. Co tydzień podobał jej się kto inny. Raz twierdziła, że woli kolegów z naszego rocznika, zaraz potem twierdziła, że jednak woli starszych, żeby w kolejnym tygodniu znów wrócić do pierwszej wersji. Jednak muszę stwierdzić wprost - gdyby nie Nika, moje życie byłoby nudne. W tym momencie zadzwonił dzwonek.
- Chodź, kochaneczko. 
 Pociągnęłam ją do klasy - do ostatniej chwili wpatrywała się w tamtego blondyna. Usiadłyśmy w naszej ławce, ja przy oknie. Przed nami siedziała Iga; odwróciła się gdy tylko zdążyłyśmy usiąść.
- Słyszałyście? Jakiś chłopak ma dojść do naszej klasy - rzuciła. Zauważyłam, że Nice zaświeciły się oczy. Byłam pewna na sto dziesięć procent, że blondynek poszedł w odstawkę, przynajmniej póki nie zobaczy nowego chłopaka.
- Naprawdę? - odparła zainteresowana. HA! A nie mówiłam? Stłumiłam uśmiech. - Ciekawe kto to.
Pokręciłam tylko głową. Iga z Niką zaczęły rozmawiać o nowym koledze. Ja wyjrzałam przez okno. Deszcz wciąż padał, zauważyłam, że przybrał na sile. Spływające po szybie krople zamieniały wszystko w szaroburą, bezkształtną masę z pojedynczymi plamami zieleni.
- Witam państwa - usłyszałam głos nauczyciela. Głosy w klasie umilkły, kiedy Biernacki wszedł do klasy. Usłyszałam westchnienie obok siebie. Nie zdziwiłam się dlaczego. Nawet ja, zupełnie niezainteresowana facetami, musiałam przyznać, że był niezły. Dopiero po trzydziestce, wysoki, szczupły. Miał niesamowity uśmiech i piękne, niebieskie oczy. Wiele uczennic wzdychało do niego, z czego on sam chyba nie zdawał sobie sprawy. Mówiąc o wyglądzie, warto by wspomnieć o jego sympatycznym usposobieniu i poczuciu humoru. A na dodatek był świetnym nauczycielem. Nawet ja, całkowite beztalencie matematyczne, nieźle dawałam sobie radę na jego lekcjach.
- Mam nadzieję, że praca domowa nie sprawiła wam kłopotu. Jeśli ktoś... - wypowiedź przerwało mu czyjeś pukanie i zaraz drzwi się otworzyły. Dwadzieścia zgodnych westchnień rozeszło się po klasie.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - powiedział chłopak. Biernacki spojrzał na niego.
- A ty to... ?
- Karol Wilga. Jestem nowy - odparł szybko.
- A racja, to ty - nasz wychowawca zerknął po klasie. - W takim razie, wybierz sobie miejsce Karol. Mam nadzieję, że nadrobisz materiał jak najszybciej.
- Oczywiście, panie profesorze - przytaknął nasz nowy kolega. Wszystkie spojrzenia podążały za nim, kiedy szedł przez klasę na wolne miejsce.
- No dobrze. Wracajmy do naszej pracy domowej - ponowił Biernacki.



***
Najpierw powinnam się przyznać.  Znacie powiedzenie "tylko winny się tłumaczy"? Ja tak i wychodzę właśnie z takiego założenia. A ponieważ czuję się winna, zamierzam się wytłumaczyć. Obiecałam rozdział tydzień temu, ale, wstyd - zapomniałam. Dość sporo lekcji miałam w zeszły weekend i wyleciało mi z głowy. Mam nadzieję, że nie zostanę napiętnowana przez was i mimo wszystko wybaczycie mi to. Staram się, może trochę marnie, ale najważniejsze są chęci. Rozdziały póki co nie mają za wiele akcji, ale chciałabym was najpierw wprowadzić w świat Leny. Jak sam tytuł mówi - to tylko zwykła historia. Pozdrawiam was ciepło.
PS Obchodzicie Halloween? Chodzicie na jakieś imprezy, zabawy? Jeśli tak podzielcie się wrażeniami ;D Ja siedzę w domu, więc chociaż tak mi pomożecie xD

14 października 2013

1. Środa - najgorsze stworzenie świata


Była środa. Połowa tygodnia. Godzina piąta trzydzieści rano. Uparty budzik ustawiony w telefonie odgrywał cichą melodyjkę, ustawioną specjalnie, aby powoli wybudzała mnie ze snu. Czy jej się to udawało? Kwestia sporna. Faktem było, że już nie spałam. Ale póki co, nie widziałam też perspektyw na podniesienie swojego ciała z łóżka. Sama myśl, że musiałabym wyjść spod tej cieplutkiej kołdry, z tego miękkiego materaca i świeżo pachnącej poduszki, którą sama wczoraj zmieniłam, była straszna i nieprzyjemna, albo, kto woli, strasznie nieprzyjemna. Innym faktem było też to, że jeżeli pozwoliłabym sobie na choćby dziesięciominutową drzemkę, a - byłabym później chodzącym zombie, be - musiałabym się sprężyć, bo nie zdążyłabym się wyszykować, a szczerze nienawidziłam przygotowywać się rano na szybkiego. Powodowało to niepotrzebny stres i zwyczajne zapominalstwo. Dlatego, pełna durnego poczucia obowiązku i własnej chęci spokoju, z niechęcią jak stąd do Meksyku odrzuciłam kołdrę i usiadłam na łóżku, przy okazji wyłączając budzik. Większość ludzi nienawidzi poniedziałków, ja nienawidzę śród. Środa to takie wredne stworzenie. Wiesz, że już tyle przepracowałaś, a tu bach! Zostało ci jeszcze tyle samo, jak nie więcej.
Spojrzałam przelotnie na telefon. Zobaczyłam migające, białe światełko. Odblokowałam klawiaturę i otworzyłam wiadomość. Wieczorem pisałam z Niką; sądząc po tym sms-ie zasnęłam zanim skończyłyśmy. Odłożyłam telefon; ona pewnie jeszcze spała, nie było sensu jej teraz budzić.
Chwilę później siedziałam już w łazience. Mieliśmy w domu tylko jedno takie pomieszczenie i właśnie dlatego to ja musiała wstawać wcześniej. Kiedy Karolina i ojciec wstawali, niemożliwością było dostać się do lustra. Dlatego zażyczyłam sobie własne lustro w pokoju; w ten sposób nie musiałam denerwować się, jeżeli któreś z nich na dłużej zajęło łazienkę. Kiedy skończyłam myć twarz, wróciłam do pokoju, ubrałam się. Później w kuchni zagrzałam mleko, wyjęłam płatki, masło, wstawiłam wodę i poszłam obudzić siostrę. Jak zwykle spędziłam ponad pięć minut, starając się zwlec ją z łóżka. Jeżeli o to chodzi, jest jeszcze większym śpiochem niż ja. Popędziłam ją do łazienki i wróciłam do kuchni akurat gdy woda zaczęła się gotować. Zalałam herbatę dla siebie i Karoliny, a ojcu zrobiłam kawę.
- Tato! Wstawaj! - zastukałam dość głośno do jego pokoju. - Karolina, nie chodź boso. Masz - popchnęłam w jej kierunku swoje kapcie - wkładaj.
Kiedy już siedziała przy stole podstawiłam jej pod nos miskę z mlekiem i torbę płatków. - Nie wysyp - rzuciłam. Mruknęła coś pod nosem. Z łazienki usłyszałam szum - ojciec już wstał. Zanim wszedł do kuchni, zdążyłam zrobić śniadanie dla siebie i kanapki dla Karoliny do szkoły.
- Cześć wam - potarmosił Karolinie włosy i widziałam, że wysunął się, żeby mi uczynić to samo. Szybko się odchyliłam, po czym z powrotem nachyliłam i cmoknęłam go w policzek.
- Cześć tato - rzuciłam i ugryzłam kanapkę. Usiadł na przeciwko mnie i zabrał jedną z mojego talerza. Spojrzałam na niego spod byka. Posłał mi szeroki uśmiech, na wpół śpiący, na wpół tryumfalny. Zjadł ją w ekspresowym tempie i już sięgał po drugą. Przysunęłam talerz do siebie.
- Moje - ostrzegłam.
- Podziel się ze starym ojcem swoim - powiedział i bezceremonialnie, nic sobie nie robiąc z mojego gadania, zabrał mi ją. Westchnęłam głośno. Zawsze tak robiliśmy. To był nasz taki... rytuał? Coś w tym stylu. Ja zawsze robiłam kilka kanapek więcej. Potem on udawał, że mi zabiera, a ja, że nie chce mu oddać. Obojgu nam poprawiało to humor.
Śniadanie minęło tak jak zwykle, ojciec podroczył się jeszcze trochę ze mną, trochę z Karoliną, popytał co w szkole, o stopniach, znajomych z klasy. Później razem posprzątaliśmy i każdy wrócił do swojego pokoju by dalej się szykować. Za piętnaście siódma wszyscy staliśmy już pod drzwiami, sprawdzając siebie na wzajem.
- Telefony?
- Są!
- Dokumenty ?
- Są!
- Wzięłaś "Dzieci z Bullerbyn" ? Kanapki?
- Wzięłam.
- Prace domowe?
- Odrobione!
- To idziemy.
Schodami zeszliśmy na dół do samochodu i ruszyliśmy ku stolicy. 

***
To tak może dwa słowa wstępu. Witam was, czytelników przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Nowy blog, nowe opowiadanie. Myślę, że to mi się uda. Opowieść będzie zwyczajna - żadnej paranormalności, mitycznych, fantastycznych stworzeń. Czysta fikcyjna rzeczywistość. Na razie króciutko, chciałam żebyście poznali i zaprzyjaźnili się z naszą bohaterką. Następny rozdział - za 2 tygodnie. Dokładnie.... no, właściwie niedokładnie, ale 27 października. Życzę wam miłych dni i dobrej nocy.