27 grudnia 2013

4. W klubie

W piątek zwlokłam się z łóżka z myślą, że to już ostatni dzień tygodnia i jutro się wyśpię. Nie zamierzałam po lekcjach czekać na ojca, postanowiłam, że sama wrócę do domu szybciej. Już wracając z łazienki przypomniałam sobie, że dzisiaj ostatni piątek miesiąca. Czyli wykłady. Zaklęłam cicho. A już tak się ucieszyłam!
W programie naszej klasy mamy przedmiot taki jak religioznawstwo. I w ramach niego, raz w miesiącu (w ostatni piątek zazwyczaj), zostajemy po lekcjach by słuchać o konkretnej religii. W tym miesiącu był judaizm, a po nim miał być występ chóru żydowskiego. Wykłady były dopiero o siedemnastej. Dlatego po lekcjach, w międzyczasie, umówiłam się z Niką, że gdzieś wyskoczymy. To prawda, że musiałam zostać w szkole dłużej, ale poznana w tym czasie wiedza wynagradzała mi to.
Zbiegłyśmy się z Niką w czasie i spotkałyśmy się przy furtce szkoły.
- Hej - cmoknęła mnie w policzek. - To gdzie dzisiaj lecimy?
- Na pewno gdzieś na obiad. A potem... możemy się poszwendać po mieście - rzuciłam. Zwykle to ona organizowała czas. Chociaż mieszka tu krócej niż ja, zna Warszawę dużo lepiej.
- Mam lepszy pomysł - usłyszałam. Czasami się zastanawiałam po co ona mnie w ogóle o to pyta? Zwykle i tak idziemy tam, gdzie ona mówi, że mamy iść. Ale, ale. To nie tak, że ona mną dyryguje, czy coś. Po prostu, taka jest jej natura. A ja nie mam temu nic przeciwko, bo zwykle miejsca, które wybiera są lepsze niż te, która ja proponuje.
- Jaki? - zapytałam, odwieszając kurtkę.
- Potem ci opowiem - jej wzrok powędrował w kierunku wejścia do szatni. Poszłam za jej wzrokiem. No tak, mogłam się domyślić.
- Witam panie - Karol wszedł do boksu. Nika zachichotała. Zaraz! Zachichotała? Spojrzałam uważniej na przyjaciółkę. Powinno jej przechodzić, a tymczasem wyglądała na bardziej zakochaną niż wczoraj. Zakochaną? Hola, hola! Nika się nie zakochiwała! Przeżywała fascynację, zauroczenie, ale się nie zakochiwała. Była tak niestała w uczuciach. A teraz? Nie, niemożliwe. To chyba mi zaczyna wzrok szwankować. Pora wybrać się do okulisty.
- Cześć Karol.
- Hej, Nika. Hej Lena - rzucił do mnie.
- czymfssffh - mruknęłam niewyraźnie coś, co miało zabrzmieć jak "cześć". Dlaczego ten chłopak musiał przenieść się akurat do Warszawy. Akurat do tego liceum. Nie ma innych w tym mieście? Nie wiedziałam dlaczego budził we mnie tak mocne uczucia. Niby był sympatyczny i w ogóle, ale.... Ja chyba naprawdę popadam w jakiś obłęd. Od kiedy to zachowuje się jak jakaś histeryczna paranoiczka? Lena, ogarnij się dziewczyno!
- Wiesz, że dzisiaj są wykłady? - zapytała Nika.
- Tak. Wczoraj mnie uświadomili. To chyba ciekawa sprawa? - odparł chłopak. Wyglądał na szczerze zainteresowanego. - Nie miałem czegoś takiego w poprzedniej szkole.
- Zazwyczaj tak. Najgorsze jest tylko to, że trzeba tak długo czekać. Na dodatek cały dzień masz rozbity i nie możesz sobie niczego zaplanować. Zamierzasz wracać do domu?
- Nie. Chyba posiedzę tutaj. Nie opłaca mi się. Przy okazji może chwilę się pouczę, pozwiedzam szkołę. Nie znam jej jeszcze tak dobrze jak wy.
Nika klasnęła w ręce, uśmiechając się jeszcze szerzej. W tej samej chwili zrozumiałam co chce zrobić. Ale było już za późno, żeby ją powstrzymać.
- To chodź z nami. Lena i ja wybieramy się na miasto. Co ty na to?
Ukradkiem spojrzał na mnie. Starałam się nie pokazywać jak bardzo mnie to zezłościło. Jeśli tego nie zauważył, to był ślepy, bo gotowałam się cała. A jeśli tak, to to, co powiedział było z jego strony zwykłą złośliwością.
- Jasne. Z chęcią - i uśmiechnął się szeroko. Nika była wniebowzięta, a ja przeklinałam całą trójkę. Nikę, Karola i los.
***
Miejsce, którego nie chciała mi wyjawić Nika, a do którego nas zaprowadziła, okazało się niewielkim klubem, niedaleko centrum. Gdyby mnie do niego nie wprowadziła, nie miałabym pojęcia, że w tak niepozornym budynku mieści się tak, muszę to przyznać, rewelacyjne miejsce. Na dworze dopiero robiło się ciemnawo, ale tu muzyka już grała i kręciło się trochę ludzi. Tabliczka nad barem mówiła, że dzisiaj królują tańce latynoamerykańskie. Kiedy podeszliśmy do baru, jeden z barmanów, z szerokim uśmiechem szybko do nas podszedł.
- No, proszę! Kogo ja widzę? Powrót córki marnotrawnej! - zadudnił. Był już po trzydziestce. Wysoki, szczupły. Na lewej ręce, spod czarnej koszulki wystawał tatuaż. Twarz miał dość surową z ciemnym, lekkim zarostem, włosy miał spięte z tyły w kucyk. Ubrany był  w czarną koszulkę i czarne, wyraźnie wytarte dżinsy. 
Nika przewiesiła się przez bar i cmoknęła go w szorstkie policzki.  
- Też za tobą tęskniłam. Sam na placu boju? 
- Nie. Marta też jest. Swoją drogą, ciągle mi marudzi, żebym cię namówił na powrót, bo twierdzi, że sama nie daje rady.  
- Marta nie daje rady? - Nika parsknęła krótkim śmiechem. Jednocześnie zauważyłam, że zastanawia się nad złożoną propozycją. Nigdy nie mówiła mi, że pracowała w barze. Wstydziła się? Szybko odrzuciłam tą propozycję. Nie, Nika nie jest taka. Dla niej każda nowa rzecz, to wielka frajda. Zapomniała albo uznała, że to mało ważne. Nie znałyśmy się aż tak długo, żeby zwierzała mi się z całego życia, choć wydawało mi się, że jest właśnie takim człowiekiem, który obcemu całe swoje życie by opowiedział. 
- Obiecuję, że się zastanowię. 
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - facet uśmiechnął się do niej. 
- Jeszcze nie powiedziałam tak - żartobliwie pogroziła mu palcem. 
- Dobra, dobra. Siadajcie, zaraz przyniosę wam coś do picia. 
Odeszliśmy od baru. Nika zaprowadziła nas do stolika pod ścianą. Kiedy już usiedliśmy, obejrzałam lokal. Był bardzo prosty i schludny, nieduży. Pod ścianą na wprost wejścia stał bar, przed nim stoliki, a cała lewa strona zarezerwowana była na parkiet, wyłączając małe podwyższenie przy ścianie na stanowisko DJ'a. Nika pomachała od naszego stolika właśnie w tamtym kierunku, a chłopak stojący tam odmachał jej z szerokim uśmiechem.
- Widzę, że czujesz się tu jak w domu - nie mogłam się powstrzymać. Nika zwróciła na mnie swoje duże, brązowe oczy. Jak zwykle były szeroko otwarte, pełne radości. Przytaknęła.
- Spędziłam tu całe wakacje. Pierwszy raz pracowałam jako kelnerka. Niesamowite przeżycie. Teraz jest mało ludzi, ale koło dwudziestej zaczynają się zbierać tłumy. Wtedy wszystko się rozkręca. Marta z Krzysiem dbają, żeby ludziom się nie nudziło. Na przykład w każdy dzień tygodnia jest inny wieczór, tak jak dzisiaj wieczór tańców latynoamerykańskich. Wtedy królują samba, rumba, cza-cza, jive. Niesamowite miejsce. Szkoda, że dzisiaj są wykłady - nagle zamilkła, jakby nad czymś się zastanawiała. Po chwili jej twarz się rozjaśniła. - Ale... Po wykładach będziemy wolni. Możemy tutaj przyjść jak zabawa się rozkręci.
- Ja się piszę - przystał od razu Karol. Nika przybiła z nim piątkę i oboje spojrzeli wyczekująco na mnie, czekając, aż z uśmiechem wejdę w ten ich z lekka poroniony pomysł. Cóż, szybko zrozumieli, że nie jestem tak entuzjastycznie do tego nastawiona.
- Nie jestem przekonana, to nie jest dobry pomysł - wahałam się mocno. Wracać do domu po nocy. Mało to się szwenda typów spod ciemnej gwiazdy? Natknąć się na takiego... Dziękuje bardzo. Zaciągnie w krzaki, zabije, zgwałci. Cóż, może w Warszawie trochę trudno będzie o krzaki, ale mniejsza o to. Nie czepiajmy się szczegółów. Nika jakby znając moje obawy od razu wyskoczyła z propozycją, żebym przenocowała u niej. To fakt, mieszkała blisko szkoły. Od klubu to jakieś pół godziny autobusem. To już bardziej mnie zachęciło. Z drugiej jednak strony z domu wychodziłam rzadko, zwykle do szkoły i z powrotem, od wielkiego dzwonu do Niki albo do sklepu jak musiałam sobie coś kupić. W klubie nigdy nie byłam, nawet dla dzieci. Czułam pokusę skorzystania. Rozejrzałam się po klubie. Co mogło mi się tutaj stać? Nie będę przecież sama. W końcu kiwnęłam głową i przybiłam piątkę wyciągniętej dłoni Niki. - Zgoda.
Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie. W klubie posiedzieliśmy godzinę. Potem Nika pożegnała się z Krzysiem, obiecując niedługi powrót i ruszyliśmy z powrotem do szkoły. 
***
Zaległości mam ogromne, ale jutro napiszę to, co mam do napisania do was.  

EDIT: Króciutko, bo nie jestem dobra w składania życzeń, i spóźnione, ale życzę wam dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, szalonego sylwestra i oby rok 2014 był jeszcze lepszy niż obecny. 
A teraz trochę mniej oficjalnie. Powiem wam, że poprzedni rozdział był dla mnie jak kubeł zimnej wody. Po sukcesie drugiego rozdziału, nie spodziewałam się tego i było to dla mnie spore, niemiłe zaskoczenie. Zastanawiałam się, czy może jednak rozdziały nie są takie dobre, jak wielu z was mi pisało. Dlatego proszę, żebyście pisali prawdę w komentarzach. Przyznaję się także, że to dlatego rozdział tak późno się pojawił. Nie wiem czy wspominałam, ale kiedy nie ma czytelników, moja wena znika.