W pół do ósmej ojciec zaparkował przed budynkiem szkoły. Był
to stary budynek, nie dawno odnowiony, biały, z małym daszkiem nad wejściem i
ogrodzeniem, na którym wisiały reklamy różnych uczelni i kursów.
- Cześć tato - cmoknęłam go w policzek. Karolina zasnęła na
tylnym siedzeniu więc jej nie budziłam.
- O której kończysz?
- W pół do trzeciej. Wrócę sama albo pójdę do Niki, nie
musisz się martwić. Zadzwonię jakby co. Pa - wyszłam z samochodu i szybko
przeszłam pod daszek, żeby nie zmoknąć od deszczu, który zaczął padać gdy tylko
wjechaliśmy do Warszawy. Ostatni raz pomachałam ojcu i weszłam do środka.
Szkoła w środku była trochę bardziej stara niż z zewnątrz. Podłogi, schody -
wciąż były oryginalne. Jedynie odmalowane ściany i nowoczesne sprzęty
zaznaczały swoją współczesność. Z holu szło się od razu do piwnicy, gdzie
znajdowały się szatnie, palarnia i pomieszczenia, których przeznaczenia jeszcze
z Niką nie odkryłyśmy. Na każdej przerwie pałętałyśmy się po całej szkole,
chcąc poznać wszystkie jej zakamarki. Obie miałyśmy dusze odkrywców.
Moja przyjaciółka już czekała na mnie. Kiedy tylko weszłam
do szatni, przywitała mnie wylewnie, ściskając przyjaźnie.
- Cześć! - rzuciłam do siedzącej w rogu Kingi, która musiała
przyjść chwilę przede mną, bo wciąż miała na sobie buty. Odpowiedziała mi
uśmiechem, bo właśnie rozmawiała przez telefon. Zdjęłam szybko wierzchnie
ubrania i włożyłam na nogi trampki; w szkole był obowiązek zmiany obuwia. -
Długo tu jesteś? - zapytałam Niki, kiedy obie wychodziłyśmy z szatni. Wzruszyła
ramionami.
- Przyszłam dziesięć minut przed tobą - odparła. Moja
przyjaciółka miała specyficzny akcent, który na początku naszej znajomości
wydawał mi się niezwykle śmieszny. Teraz jednak przyzwyczaiłam się do niego tak
bardzo, że nie wyobrażam sobie Niki bez akcentu. Dziewczyna pochodziła z gór, z
małej wioski, właściwie tuż pod Tatrami.
- Masz dzisiaj wyjątkowo dobry humor - mruknęłam.
Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Dlaczego miałabym nie mieć? Przecież dzień jest świetny -
powiedziała wesoło. Nie wiedziałam, czy kpi sobie, czy mówi serio. Świetny
dzień? Nie dość, że środa, to szarobura i ponura, a na dworze leje jak z cebra.
Zastanowiłam się chwilę. Tak, dla Niki dzień mógł być świetny. Westchnęłam;
czasami ten jej dobry humor mógłby spłynąć też na mnie. Zresztą tak się działo,
tylko że akurat wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam, jakoś miał z tym
opory. Podeszłyśmy do szafek. Wymieniłam książki na te, które będą mi potrzebne
na najbliższe dwie lekcje i oparłam się o nią z rozbawieniem patrząc na
przyjaciółkę. To już było standardem, że Nika co rano zapominała kodu od szafki
i strasznie się z tego powodu zawsze wściekała. Właśnie dlatego ja znałam jej
kod, ale obserwowanie złorzeczącej Weroniki, której akcent jeszcze bardziej się
wtedy uwydatniał, a twarz ślicznie się marszczyła, było jednym z moich
ulubionych zajęć. Nasyciwszy tą wredną stronę mojego charakteru, podałam jej
hasło i zaraz potem mogłyśmy ruszyć na pierwszą lekcję.
Jedną z zalet, a może wad Niki (wciąż tego nigdzie nie
zakwalifikowałam) było ekspresowe zmienianie humorów. I już dwie minuty później
złość na durną szafkę, przemieniło się na wesoły śmiech i z wielkim entuzjazmem
opowiedziała mi o swojej wczorajszej lekcji muzyki. Nika pochodziła z bardzo
utalentowanej muzycznie rodziny - wszyscy mieli piękne głosy, grali na
instrumentach i tańczyli. Nika nie była wyjątkiem - grała na skrzypcach i
tańczyła w balecie. Śpiewać, jak twierdziła, nie lubi, chociaż głos miała
bardzo ładny.
Ja od zawsze chciałam nauczyć się grać na jakimś
instrumencie - moim marzeniem, o którym nikt nie wiedział, była wiolonczela
albo skrzypce. Zawsze chciałam się czymś wyróżniać, umieć coś, co będzie
chwalone i podziwiane przez innych - może i jestem próżna, ale czy nie mamy
prawa pragnąć wzbudzać zachwyt ludzi, być podziwiana i osypywana komplementami.
Mi często odmawiano przyjemności. Chciałam wreszcie coś z tym zrobić. Znaleźć
coś, w czym będę dobra i co pokocham.
- Nie słuchasz mnie - dobiegł mnie spokojny głos Niki.
Powróciłam ze swoich rozmyślań i zobaczyłam jej twarz. Wiecie co jeszcze było
jej zaletą? Wiedziała, co to znaczy wpaść we własne myśli i nie robiła mi
wyrzutów z tego, że nie uważałam na jej słowa.
- Przepraszam. Co mówiłaś? - zapytałam pełna skruchy.
Machnęła ręką; na jej twarz wrócił uśmiech.
- To było mało ważne. Słuchaj, idziemy dzisiaj gdzieś po
szkole? - zapytała. Pokiwałam głową, pełna entuzjazmu.
- Jasne, masz jakiś pomysł?
- Może do mnie?
- Jestem całkowicie za - odparłam, uśmiechając się.
Niespodziewanie mina mojej przyjaciółki zmieniła się. Patrzyła na coś ponad
moim ramieniem. Uśmiechała się jeszcze szerzej, oczy miała szeroko otwarte.
Marszcząc brwi, odwróciłam się i zobaczyłam na co patrzy Nika. Zaśmiałam się.
- No nie. Naprawdę? - spojrzałam z powrotem na nią.
- Jest fantastyczny, prawda? - wyszeptała, poprawiając
bluzkę ze wzrokiem wciąż utkwionym w chłopaku. Wyginęłam brwi do góry.
- Wydaje mi się, czy w zeszłym tygodniu to Marcin był
fantastyczny? - zapytałam z ironią w głosie. Dziewczyna machnęła ręką.
- Marcin był nudny. A poza tym śmiał się jak świnia.
Chrząkał, rozumiesz? Chrząkał! Brr - wzdrygnęła się, a ja nie mogłam
powstrzymać cichego śmiechu. Pokręciłam głową. Nie do wiary. Nika była
sfiksowana na punkcie chłopaków. Co tydzień podobał jej się kto inny. Raz
twierdziła, że woli kolegów z naszego rocznika, zaraz potem twierdziła, że jednak
woli starszych, żeby w kolejnym tygodniu znów wrócić do pierwszej wersji.
Jednak muszę stwierdzić wprost - gdyby nie Nika, moje życie byłoby nudne. W tym
momencie zadzwonił dzwonek.
- Chodź, kochaneczko.
Pociągnęłam ją do klasy - do ostatniej
chwili wpatrywała się w tamtego blondyna. Usiadłyśmy w naszej ławce, ja przy
oknie. Przed nami siedziała Iga; odwróciła się gdy tylko zdążyłyśmy usiąść.
- Słyszałyście? Jakiś chłopak ma dojść do naszej klasy -
rzuciła. Zauważyłam, że Nice zaświeciły się oczy. Byłam pewna na sto dziesięć
procent, że blondynek poszedł w odstawkę, przynajmniej póki nie zobaczy nowego
chłopaka.
- Naprawdę? - odparła zainteresowana. HA! A nie mówiłam?
Stłumiłam uśmiech. - Ciekawe kto to.
Pokręciłam tylko głową. Iga z Niką zaczęły rozmawiać o nowym
koledze. Ja wyjrzałam przez okno. Deszcz wciąż padał, zauważyłam, że przybrał
na sile. Spływające po szybie krople zamieniały wszystko w szaroburą,
bezkształtną masę z pojedynczymi plamami zieleni.
- Witam państwa - usłyszałam głos nauczyciela. Głosy w
klasie umilkły, kiedy Biernacki wszedł do klasy. Usłyszałam westchnienie obok
siebie. Nie zdziwiłam się dlaczego. Nawet ja, zupełnie niezainteresowana
facetami, musiałam przyznać, że był niezły. Dopiero po trzydziestce, wysoki,
szczupły. Miał niesamowity uśmiech i piękne, niebieskie oczy. Wiele uczennic
wzdychało do niego, z czego on sam chyba nie zdawał sobie sprawy. Mówiąc o
wyglądzie, warto by wspomnieć o jego sympatycznym usposobieniu i poczuciu
humoru. A na dodatek był świetnym nauczycielem. Nawet ja, całkowite beztalencie
matematyczne, nieźle dawałam sobie radę na jego lekcjach.
- Mam nadzieję, że praca domowa nie sprawiła wam kłopotu.
Jeśli ktoś... - wypowiedź przerwało mu czyjeś pukanie i zaraz drzwi się
otworzyły. Dwadzieścia zgodnych westchnień rozeszło się po klasie.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - powiedział
chłopak. Biernacki spojrzał na niego.
- A ty to... ?
- Karol Wilga. Jestem nowy - odparł szybko.
- A racja, to ty - nasz wychowawca zerknął po klasie. - W
takim razie, wybierz sobie miejsce Karol. Mam nadzieję, że nadrobisz materiał
jak najszybciej.
- Oczywiście, panie profesorze - przytaknął nasz nowy
kolega. Wszystkie spojrzenia podążały za nim, kiedy szedł przez klasę na wolne
miejsce.
- No dobrze. Wracajmy do naszej pracy domowej - ponowił
Biernacki.
***
Najpierw
powinnam się przyznać. Znacie powiedzenie "tylko winny
się tłumaczy"? Ja tak i wychodzę właśnie z takiego
założenia. A ponieważ czuję się winna, zamierzam się
wytłumaczyć. Obiecałam rozdział tydzień temu, ale, wstyd -
zapomniałam. Dość sporo lekcji miałam w zeszły weekend i
wyleciało mi z głowy. Mam nadzieję, że nie zostanę napiętnowana
przez was i mimo wszystko wybaczycie mi to. Staram się, może trochę
marnie, ale najważniejsze są chęci. Rozdziały póki co nie
mają za wiele akcji, ale chciałabym was najpierw wprowadzić w
świat Leny. Jak sam tytuł mówi - to tylko zwykła historia.
Pozdrawiam was ciepło.
PS
Obchodzicie Halloween? Chodzicie na jakieś imprezy, zabawy? Jeśli
tak podzielcie się wrażeniami ;D Ja siedzę w domu, więc chociaż
tak mi pomożecie xD